JACEK WALTOŚ. OBRAZY ZDARZONE 2000-2009.
13 października - 7 listopada 2009
GALERIA DYLĄG
OBRAZY ZDARZONE TO OBRAZY ZPAMIĘTANE.
Pamięć badana jest w ostatnich dwu dekadach bardzo intensywnie. Niemal całe życie umysłowe usiłuje się poznać przez powstawanie zapisów pamięciowych i sposoby ich używania. Jak to się dzieje, że to, co widzimy zostaje zapisane w synapsach i tkwi w nich, a właściwie w umyśle, bez wyraźnego powiązania z intencją zapamiętującego podmiotu? Nie raz nie chcemy pamiętać, a jednak obraz zdarzenia (zdarzenie zobaczone) powraca najczęściej znienacka, nieprzywoływane, a towarzyszą mu zazwyczaj te same uczucia, jak te przeżywane w trakcie zdarzenia. Badacze utrzymują, że to właśnie uczucia związane ze zdarzeniem sprzyjaj powstawaniu zapisu pamięciowego.
Uczucia powodują trwałość pamięci obrazów zdarzeń i ich spontaniczne powroty. To stwierdzenie pozornie nie jest w zgodzie z doświadczeniem życiowym większości ludzi: z trudnością przywołania z pamięci rysów osób bliskich i kochanych, sytuacji przyjemnych i niosących spokój. W pamięci obrazów na trwałe zapisują się, chociaż byśmy sobie tego nie życzyli, raczej uczucia, które psychologia nazywa negatywnymi: lęk, groza, przerażenie.
To oczywiste, że ludzie różnią się między sobą treścią pamięci, mają przecież rozmaite doświadczenia, zdarzenia każdego są inne. Ale także inaczej przeżyte. Właściwości umysłu, także zróżnicowane, sprawiają, że postrzegamy w zróżnicowany sposób. Ponadto przetwarzamy spostrzeżenia zmysłowe i zapisujemy je w pamięci właśnie w postaci przetworzeń. Przetworzenia spostrzeżeń zmysłowych, to właśnie to kartezjańskie myślenie, dowód egzystencji.
Wiemy także, że emocje (które przecież warunkują siłę zapisu pamięciowego obrazu) modulują samo spostrzeganie. Obraz zdarzenia nigdy nie jest kompletny, wierny jak klisza światłoczuła lub cyfrowy zapis muzyki. Powraca w umyśle nie tylko zatarty, przekształcony, ale niepokojąco niepełny, choć nachodzi nas znowu i znowu, czujemy i wiemy, że czegoś w nim brak.
Twórca ma tę możliwość, której pozbawieni są wszyscy inni, że swoje obrazy zdarzone może uzewnętrzniać. Może je zapisać słowami, malować, rysować nawet aranżować, lub inscenizować. Są jednak nasycone emocjami fragmenty doświadczenia, które nie wchodzą sprawnie w narrację konstruującą tożsamość. Tożsamość indywidualna zdaje się bez nich obywać, nie zmieniłaby się znacząco, gdyby się były nie zdarzyły. Takie zdarzenia mogą być punktem wyjścia do dzieła znacznego, jak Martwa natura z wędzidłem, czy Piesek przydrożny. Jakby zdarzenie spotkania właśnie tego dzieła, lub jakiegoś pieska w określonych okolicznościach było bez związku z powstaniem uporządkowanych w formie rozważań.
Co ma wspólnego światło w pociągu nocą z tragarzem makulatury? Albo choroba w dzieciństwie ze śmiercią ciotki? No właśnie, pozornie nic. Ale przecież tak jak poszczególne fragmenty Pieska przybliżają czytelnikowi Miłosza, tak Obrazy zdarzone mówią o wrażliwości i uczuciowości Jacka Waltosia. Zawsze malował i rzeźbił, zdawało się niekończące się, serie Wielokrotnie samych, Piet w trójnasób, Fedr i Centaurów. W trakcie tworzenia serii i między nimi podejmował nieoczekiwanie jakiś inny, niezwiązany z tematem głównym wątek. I jakby speszony i przejęty wagą tematu głównego wracał do niego. Teraz pozwala nam obcować z niezrozumiałymi pewnie dla niego samego zdarzeniami, które poruszyły go bardziej niż inne. Pozwala nam obcować z doświadczeniem pozornie mało znaczącym, które stara się zrozumieć. Wielu współczesnych twórców odwraca porządek i siebie samych narzuca innym. Wprowadzenie intymności do strefy publicznej wydaje mi się ważnym atrybutem twórczości dzisiaj. Z Waltosiem jest tak, że do przestrzeni publicznej wprowadza nie sam fakt przeżycia, a namysł nad jego sensem. Obrazy zdarzone są dramatyczne, ale przecież nie dlatego, że Artyście coś się wydarzyło.
Jacek Bomba, Kraków 2009