MIECZYSŁAW JANIKOWSKI. MALARSTWO 1948-1953.

28 października - 15 listopada 2014
GALERIA DYLĄG

ABSTRAKCYJNE SNY JANIKOWSKIEGO
Wystawa gwaszy Mieczysława Tadeusza Janikowskiego jest kolejną odsłoną nieznanego epizodu w twórczości tego klasyka abstrakcji geometrycznej. Galeria Dyląg, która sprawuje opiekę nad spuścizną artysty, ma dla nas jeszcze niejedną niespodziankę. W roku 2008 w cztery dekady od jego śmierci - pokazano tu zaskakujący zespół obrazów olejnych na pograniczu informel i malarstwa materii, które datowałam na pierwszą połowę lat 50. 

Obecnie możemy oglądać dwadzieścia dwa gwasze na papierze lub tekturze oraz dwa pokrewne im obrazy olejne na płótnie, które wydają się być nieznacznie wcześniejsze i pochodzić z przełomu lat 40. i 50. Obecnie możemy oglądać dwadzieścia dwa gwasze na papierze lub tekturze oraz dwa pokrewne im obrazy olejne na płótnie, które wydają się być nieznacznie wcześniejsze i pochodzić z przełomu lat 40. i 50. Jak wiemy, artysta nie datował i nie katalogował swoich prac, zatem historyk sztuki ma utrudnione zadanie - przynajmniej na razie, gdy niedostępna jest obfita korespondencja artysty do rodziny. Ten zbiór - wart opracowania i publikacji - pozwoli zapewne pełniej odczytać biografię artysty, ukrytą starannie za dziełem. Im dłużej zajmuję się życiorysami artystów polskich, którzy przeżyli II wojnę światową, tym bardziej widzę, jak potrzebna im była "sztuka czysta", której odmianę najbardziej zaawansowaną zaraz po wojnie i w połowie ubiegłego wieku stanowiła sztuka abstrakcyjna. 

Gdy studenci historii sztuki z UW zapytali profesora Mieczysława Porębskiego, dlaczego na słynnej I Wystawie Sztuki Nowoczesnej w 1948 - której był on współorganizatorem - nie pokazano prac inspirowanych wojną, powiedział stanowczo: "Chcieliśmy żyć". Także Janikowski przeżył niejedną z okropności wojny. Jako podporucznik 22 Pułku Ułanów Podkarpackich brał udział w kampanii wrześniowej. Gdyby nie ucieczka na Węgry, gdzie został internowany, podzieliłby zapewne los swoich towarzyszy broni i zginął w jednym z radzieckich obozów wojennych. Kolejna ucieczka umożliwiła mu przedostanie się do formującej się I Dywizji Pancernej gen. Maczka, z którą wziął udział w wyzwalaniu Francji, Belgii i Holandii. Dopiero ciężka rana w bitwie o Alphen (1944) zakończyła jego karierę wojenną. Po długim leczeniu w Szkocji zostaje skierowany - pozostając formalnie w wojsku - na studia w College of Art w Edynburgu, które kończy w roku 1947 z dyplomem z rysunku i malarstwa oraz stypendium umożliwiającym dalszą twórczość. Wybiera Paryż, ale wraca ponownie na wyspy brytyjskie w roku 1951, aby uregulować swój status. Ponieważ nie przyjął żadnego obywatelstwa, musiał przedłużać ważność Travel Document, określającego kraj stałego pobytu . W Londynie wytrzymał niespełna dwa lata i powrócił na stałe do Paryża, gdzie czuł się bardziej zadomowiony jako artysta, mimo że warunki życia miał dużo trudniejsze. Postawił wszystko na jedną kartę - nie on jeden - na własny rozwój artystyczny. Sztuka była dla niego życiem. Takie poświęcenie dla sztuki dla wielu trudno jest zrozumiałe. Kto nie zna męki, satysfakcji, ale i radości malowania, ten nie zrozumie.

Z radości malowania powstały gwasze, które przypomina Galeria Dyląg. Różnią się one całkowicie od późniejszych rygorystycznych kompozycji abstrakcyjnych. Pokazują innego Janikowskiego - frywolnego, bawiącego się kolorem i formą. Zwykło się kojarzyć jego malarstwo z perfekcyjnymi, ascetycznymi formami abstrakcji geometrycznej, które nasycał świetlistymi barwami. Słusznie napisał Juliusz Starzyński, że "geometria form, której zawierzył, pokrywała w istocie liryczno-mistyczny podkład jego osobowości malarskiej". Gwasze i pokrewne im obrazy olejne, które pokazuje Galeria Dyląg, pochodzą w okresu, kiedy Janikowski intensywnie poszukiwał własnej formuły malarstwa. Miał doskonałe wyczucie nowości i rozeznanie w tym, co dzieje się w takich centrach sztuki, takich jak Paryż, czy Londyn. W tych targowiskach sztuki umiał dostrzec współistnienie wielu, najczęściej znoszących się nurtów i postaw, a zgiełk nowoczesności potrafił wyciszać, sięgając do źródeł - do malarstwa mistyków hiszpańskich, których oglądał w Luwrze, lub podróżując do katedry w Chartres.

Można zapytać, kiedy Janikowski stał się abstrakcjonistą, skoro zaraz po wojnie nic tego nie zapowiadało. Ten bardzo zdolny absolwent krakowskiej Akademii Sztuki Pięknych miał perfekcyjny warsztat realistyczny, który ledwie zmodyfikował "w stronę intymizmu" podczas studiów w Edynburgu. Nasuwa się też pytanie, dlaczego artysta wraca do nauki, skoro miał już dyplom dobrej akademii? Ale nie zdążył zrobić z niego użytku - jak tylu jego rówieśników - bo pochłonęła go wojna. W Edynburgu od razu się wybił i mógł skorzystać z ułatwień i dobrodziejstw, które stworzono tam dla artystów w wojskowych mundurach i nie tylko. Pociągnął go jednak Paryż, który zrobił z niego abstrakcjonistę. Trafił tam akurat wtedy, gdy zaczęła się ofensywa abstrakcji. "Uległem po prostu duchowi czasu i środowiska" - mówił w wywiadzie po swojej drugiej wystawie indywidualnej (w New Vision Center Gallery w Londynie, jesienią 1956). Znał jednocześnie niebezpieczeństwa tego kierunku, które polegają na jego pozornej łatwości i przystępności. Podkreślał: "Dobre dzieła mogą wyjść tylko z rąk dobrych artystów. Dla nich abstrakcja jest sztuką trudniejszą niż naśladowanie natury". Doświadczył tego na własnej skórze. W rękach Wiesława Dyląga znajdują się też nieudane płótna przyszłego mistrza, które wiele mówią o męce przeobrażania się malarza figuratywnego w abstrakcjonistę. Bardzo instruktywne!

W dyskusji o kształt malarstwa po katastrofie wojennej Janikowski stanął zatem po stronie sztuki "niefiguratywnej", "nieprzedstawiającej". Interesowało go międzynarodowe środowisko wokół Salon Réalités Nouvelles, które grupowało artystów i krytyków uznających abstrakcjonizm za najbardziej uniwersalną postawę artystyczną, pozwalającą wypowiedzieć się nowoczesnemu człowiekowi w sposób wolny, bez ograniczeń figuracji i surrealizmu . Pomimo toczącej się jednocześnie walki zwolenników abstrakcji geometrycznej i lirycznej, w środowisku tym zachowywano równowagę pomiędzy tymi tendencjami, co Janikowskiemu musiało odpowiadać, ze względu na właściwą mu otwartość, niechęć do doktrynerstwa i podziałów. Poznał dobrze obie strony barykady. Dzięki jego wczesnym obrazom niefiguratywnym w stylu abstrakcji lirycznej, możemy lepiej ocenić wybory malarza, które doprowadziły go do artystycznego spełnienia.

Mało kto z piszących o Janikowskim zastanawiał się nad tą kilka lat trwającą fazą abstrakcji aluzyjnej i informel. Zwykle pomijano ten okres lub ledwie wspominano, by go skontrastować z wielkim stylem Janikowskiego. Dobrze znający artystę Krzysztof Henisz pisał w roku 1957, po pierwszych wystawach indywidualnych w Paryżu i Londynie: "Droga Janikowskiego do dzisiejszego stadium pracy była daleka. Zaczynał artysta od impresjonistycznej abstrakcji, od bogactwa środków, idąc do coraz większej syntezy formy i koloru". Tymczasem ta porzucona później przygoda warta jest docenienia. Precyzyjny Janikowski pozwolił sobie na grę z przypadkiem, na dozę malarskiej "nieodpowiedzialności", która zrazu zaowocowała serią swobodnych gwaszy, a później cyklem bardziej dopracowanych obrazów olejnych.

Janikowski, który posiadał znakomity warsztat (nie było rzeczy, których nie potrafił namalować), w serii gwaszy z przełomu lat 40. i 50. daje popis swoich możliwości, wykorzystując tę tradycyjną technikę do wariacji kolorystycznych, będących "świętem dla oczu". Gwasz (od włoskiego słowa guazzo, czyli mokra plama, kałuża lub wilgoć) stanowił często technikę pomocniczą, a ze względu na konieczność malowania na mokro jego antagoniści nazywali go "techniką dla gęsi". Patrząc na prace Janikowskiego, zdawałoby się, że technika ta jest stworzona dla abstrakcji aluzyjnej, operującej rozlewającymi się plamami barwnymi, swobodnymi liniami i kształtami. Trzeba jednak pamiętać, że farby te, kładzione na wilgotne podłoże, po wyschnięciu jaśnieją prawie o połowę. Jakąż wyobraźnię kolorystyczną miał malarz, skoro potrafił przewidzieć tak skomplikowane efekty barwne. Janikowski łączy wirtuozerię koloru i formy z improwizacją. Oglądam te gwasze jakby to były abstrakcyjne sny, albo kolejne odsłony baśni z tysiąca i jednej nocy, opowiedzianych językiem abstrakcji. Uderza zmysłowość, rozsmakowanie w efektach formalnych, w rozlewaniu się i przenikaniu plam rozmaitych kolorów, w przeplataniu kształtów i linii. Emigracyjny krytyk J. Chodźko, który zwrócił uwagę na to przejście od "figurantyzmu" do "tachizmu", pisał iż artysta "natchnienie swe wyrażał spontanicznymi rzutami pędzla, tworząc wizje pełne kolorów".

Zastanawia, gdzie powstał ten cykl gwaszy - w Paryżu, czy w Londynie? Mógł powstać tu i tam. Na trop brytyjski wskazywałby odręczny napis na jednym z gwaszy: A Scottish Village - Edelie Milne. Dedykacja? Reminiscencja? Na odwrociu innej pracy są dwa tajemnicze napisy: Lowering of Supplies to Light House oraz Peter Coutts. Także styl tych gwaszy mógłby wskazywać na pokrewieństwo z brytyjską szkołą z Kornwalii (z którą związany był przede wszystkim Piotr Potworowski). Zważywszy jednak na to, że abstrakcjoniści we Francji i w Anglii operowali uniwersalnym zespołem form, trudno o rozstrzygnięcia i w zasadzie nie są one konieczne. Janikowski - wychodźca z Polski i kosmopolita - plasuje się w międzynarodowej rodzinie malarzy, którą trafnie scharakteryzował Bernard Dorival, piszący o zamierzonej niejednoznaczności ich sztuki. W książce Les Peintres du XXe siecle z roku 1957 czytamy: "Ani formalizm geometryczny, ani bezkształtny taszyzm: na pierwszy rzut oka ich produkcję charakteryzuje ta podwójna cecha. Ale taka negatywna charakterystyka nie wystarczy; sztuka ta posiada określoną formę i świadczy o wyrazistych zamierzeniach. Być naraz plastycznie dotykalnym i lirycznym; wyrażać się w formach malarsko określonych i zarazem nasyconych poetyckim subiektywizmem... za pomocą pędzla ekspresyjnego i swobodnego, ale na usługach myśli, która nim kieruje". Gwasze Janikowskiego są egzemplaryczną ilustracją tej metody, zdawałoby się hybrydycznej. Pomimo wrażenia spontaniczności i przypadkowości formy, przy bliższym wpatrzeniu się zauważamy na wielu z nich zarys linii ołówkiem, czy kredką, które wyznaczają rysunkowy szkielet, graficzną siatkę, która przytrzymuje rozwichrzone kształty i kolory.

Janikowski mówił dziennikarzowi londyńskiego "Życia": "Staram się zawsze przelać na płótno pewne stany uczuciowe, zwykle przeżyte wcześniej". Gwasze z przełomu lat 40. i 50. przybliżają nam artystę, który bez trudu i w różnoraki sposób potrafił pokazać, co cieszyło jego oczy i zajmowało umysł.

Anna Baranowa Kraków, wrzesień 2014